Nie tak dawno zajrzałem do książek ze szkoły średniej. Akurat leżały na wierzchu.
Uważnie przyjrzałem się okładce. Podziwiałem zdjęcie na niej oraz sam jej projekt.
Były w dobrym stanie. Brak oznak zniszczenia.
Otworzyłem.
Spis treści to niezwykle ciekawa strona. Można poznać całą zawartość w mgnieniu oka. (jak stereotypy pozwalają od tak ocenić ludzi, zwykle mylnie)
Już wiem co tu znajdę.
Przeglądałem kolejne strony.
Zacząłem czytać treść co kilka stron.
Moim oczom pokazały się ciekawe treści, które kiedyś przerabialiśmy w szkole.
Słowa, zdania, definicje.
Obrazki, rysunki, zdjęcia.
Znaki umowne, legendy, oznaczenia.
Przykłady, proste wytłumaczenie zagadnienia.
Tyle lat minęło od kiedy siedziałem nad tymi kartkami papieru. Teraz już część rzeczy się zapomniało, a część bardzo często się przydaje. Poczułem sentyment za tamtymi latami. Za czasami szkolnymi. Kiedy chciało się robić coś innego niż nauka.
Bo nauka była taka trudna i żmudna.
A jedna ocena mogła skutecznie popsuć efekt pracy na tyle, że trzeba było potem coś poprawić lub zdobyć co najmniej dobry, aby sytuacja się poprawiła.
Jednak jest jedna rzecz, której jeszcze nie użyłem. W zasadzie jedna jedyna, która dotąd nie było mi przydatna, mimo że jest związana z najważniejszą wówczas. Z królową nauk.
Tak, chodzi o matematykę.
A dlatego była najważniejszą, ponieważ uczyłem się w klasie o profilu matematyczno fizycznym.
A oto i one.
Niezwykle przydatne zagadnienie z matematyki.

Tylko niech ktoś mi powie kiedy mi się to przyda? Kiedy nadejdzie ten dzień? 😅
Kudłate myśli – kosmate myśli, które mają włosy